11/2024
Z cyklu: Dychotomia
***
Mój świat zmalał nagle Może jednak niepostrzeżenie
Cichcem Powoli od sączącej się degrengolady przełomu wieku
W każdej chwili mógł wpaść w szparę płytek chodnikowych
Lub w wykruszoną fugę między cegłami domu
Nie wiedziałem w co wierzyć więc wierzyłem w naukę
I utkwiłem na placu wolności w pułapce jak lis we wnykach
Groteska stała się moim wybawieniem Do czasu
Prawda stanęła na mojej drodze Patrzyła w oczy
Schroniłem się pod mostem Cykady grały koncert
Maciejka kwitła pośród traw odkrytych odpływem
W mieście sterczącym nad rzeką kłamstwo kosiło domy
Świat się nagle załamał choć można to było przewidzieć
Rozłożyłem się pod mostem Rozrosłem bluszczem
Wątłym Gibkim Zimozielonym Zapatrzonym w niebo
Mój świat uczepił się ziemi na brzegu Styksu
Gdy przekwitła maciejka wplotłem się w sieć dekadencji
I nie pamiętam
czy stałem się wierszem czy wiersz stał się mną
***
Myśląc o sztuce myślę o życiu
Szukam możliwości życia i kreacji
Utrzymanie się na powierzchni przerosło wartości
Przypominało brutalnie rzeczywistość biznesu
Myśląc o życiu myślę o sztuce
Szukam możliwości przetrwania
Depresja i alienacja stały się modą w relacji
Nie znalazłem w nich miejsca dla siebie
Żyjąc myślę o aksjomatach
Szukam sensu w absurdzie
Wyobcowanie i samotność stały się znakiem czasu
Egocentryzm manierą i potrzebą zaistnienia
Sens znajduję w absurdzie i absurd w sensie
Gdy aksjomaty wprowadzam w życie
Niczego nie kreuję Po prostu jestem
***
Krążę zdumieniem po ruinach mojej rzeczywistości
Świat rozpadł się niespodziewanie pociskiem postępu
Potykam się o pustkę i rodzinę poległą w karierze
Kikuty samotności sterczą ciszą oniemiałą z niepojęcia
Błąkam się zagubiony i zgubiony Wpatruję się w masę gruzu
Nie rozpoznaję pamięci Nie znajduję znajomych twarzy
Serce łopocze na wietrze Strach dusi i zatrzymuje kroki
Rozgrzebuję domy Szukam bliskich Dotyka mnie lęk
Dostrzegam bilbord pomiędzy ziemią a niebem
Adresy www i linki stron przemykają przez ekran
Wirtualna rzeczywistość pulsuje w mojej głowie
Rozpad świata gorszy od ruin Alienacja po pustce
Siadam na zgliszczach człowieka i odwracam wzrok
Nie ma gdzie spojrzeć by ukoić samotność i niepokój
Myśli snują się niezatrzymane spojrzeniem
Nie rozpoznaję w nich siebie ani nikogo innego
W poezji ratunku szukam Ale i poezji nie znajduję
Postanawiam umrzeć na tym pustkowiu człowieka
Serce spiskuje Nie chce przestać kochać
Zanurzam się w oddechu I oddech żyje za mnie