11/2024
Znaki
Gdyby moja doczesność zakończyła się
drastycznie i ciało czekało na identyfikację
pamiętaj że pod prawym policzkiem
ukrywałam bolesną bliznę
Gdyby jednak twarz zatraciła dawny wyraz
pamiętaj o zabliźnionym półokręgu
na prawej piersi wokół sutka
skąd chirurg usunął niepokój
Gdybym musiała poświęcić kobiecość
pamiętaj o zakończeniu lewego uda
tam znajdziesz bruzdę z dzieciństwa
po udanym skoku w przepaść
Gdyby jednak to co zewnętrzne
okazało się niezdatne do oględzin
Nie zapomnij że przechowuję
DNA we fragmentach naskórka
bym mogła przyznać się do siebie
własny krzyż wbić w ziemię
i zamieszkać pod oswojonym kamieniem
by moje życie pozostało dla ciebie
Szczególne
*
Złodziejka
Tak przyznaję się
Nie mam nic na swoją obronę
W tamtym momencie nie dbałam o jutro
Gdy przechodziliśmy przez jesienny park
i noc tak czule żegnała miniony dzień
włamałam się do jego kieszeni
gdzie ukrywał lewą dłoń
i ukradłam odrobinę ciepła
i tak bardzo powstrzymywałam się
przed ponownym naruszeniem
nietykalności cielesnej
Musiałam patrzeć jak moje słowa
rozbijają się na szybie zimnych oczu
strącał je z płaszcza za koleją
jak niechciane paprochy
co szpecą wizerunek
wtedy dotarło do mnie
że w życiu za mało cenimy
rzeczy których nie zrobiliśmy
Jesienna impresja
Latarnie słoneczników
prześwietlają polną drogę
by moja dusza nie błądziła
A każda przestrzeń samoczynnie
nawłocią się wypełnia
Dla mnie defilada
wojsk kukurydzy
na baczność postawiona
żołnierze gotowi
pochwycić za kolby karabinów
by uchronić mnie przed złem
Na horyzoncie stary dąb
doczekał własnego boru
słyszę jak gubi wspomnienia
Pod dębem Krzyż upamiętniający
wojenną drogę krzyżową
zakończoną strzałem w skroń
Nie poznałam Męczennika
a stał się moim bratem jak świat
znany mi zaledwie
z jednej perspektywy
własnych myśli
w poszukiwaniu prawdy
Muchy
W domu od powodów do lęku
więcej mieliśmy już tylko much
barwiły ściany mrokiem
Do żyjących w bezruchu
zlatywały się chmarami
jak sępy do padliny
oblepiając obolałe ciała
dla krwi potu i łez
Trapiły nagie twarze
zaglądały do oczu
a przez oczy do skrywanego
misterium bólu
Ich triumfujący brzęk
nad człowieczą niemocą
zaburzał nasze myśli
Dla odparcia ataków
rozedrgane ciała
zanosiły się od spazmów
Owady zatruwały nam życie
a ojciec zatruwał powietrze
aerozolem gniewu
padaliśmy jak muchy