fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Barbara Felczak

11/2024

Znaki

Gdyby moja doczesność zakończyła się

drastycznie i ciało czekało na identyfikację

pamiętaj że pod prawym policzkiem
ukrywałam bolesną bliznę

 

Gdyby jednak twarz zatraciła dawny wyraz

pamiętaj o zabliźnionym półokręgu

na prawej piersi wokół sutka

skąd chirurg usunął niepokój

 

Gdybym musiała poświęcić kobiecość

pamiętaj o zakończeniu lewego uda

tam znajdziesz bruzdę z dzieciństwa

po udanym skoku w przepaść

 

Gdyby jednak to co zewnętrzne

okazało się niezdatne do oględzin

Nie zapomnij że przechowuję

DNA we fragmentach naskórka

 

bym mogła przyznać się do siebie

własny krzyż wbić w ziemię                             

i zamieszkać pod oswojonym kamieniem

by moje życie pozostało dla ciebie

 

Szczególne

 

 

*

Złodziejka

 

Tak przyznaję się

Nie mam nic na swoją obronę

W tamtym momencie nie dbałam o jutro

 

Gdy przechodziliśmy przez jesienny park

i noc tak czule żegnała miniony dzień

włamałam się do jego kieszeni

gdzie ukrywał lewą dłoń

i ukradłam odrobinę ciepła

i tak bardzo powstrzymywałam się

przed ponownym naruszeniem

nietykalności cielesnej

 

Musiałam patrzeć jak moje słowa

rozbijają się na szybie zimnych oczu

strącał je z płaszcza za koleją

jak niechciane paprochy

co szpecą wizerunek

 

wtedy dotarło do mnie

że w życiu za mało cenimy
rzeczy których nie zrobiliśmy

 

Jesienna impresja

Latarnie słoneczników

prześwietlają polną drogę

by moja dusza nie błądziła

A każda przestrzeń samoczynnie

nawłocią się wypełnia

 

Dla mnie defilada

wojsk kukurydzy

na baczność postawiona

żołnierze gotowi

pochwycić za kolby karabinów

by uchronić mnie przed złem

 

Na horyzoncie stary dąb

doczekał własnego boru

słyszę jak gubi wspomnienia

Pod dębem Krzyż upamiętniający

wojenną drogę krzyżową

zakończoną strzałem w skroń                                                                                  

 

Nie poznałam Męczennika

a stał się moim bratem jak świat

znany mi zaledwie
z jednej perspektywy

własnych myśli

w poszukiwaniu prawdy

 

 

Muchy

W domu od powodów do lęku

więcej mieliśmy już tylko much

barwiły ściany mrokiem

 

Do żyjących w bezruchu

zlatywały się chmarami

jak sępy do padliny

oblepiając obolałe ciała

dla krwi potu i łez

 

Trapiły nagie twarze

zaglądały do oczu

a przez oczy do skrywanego
misterium bólu

 

Ich triumfujący brzęk

nad człowieczą niemocą

zaburzał nasze myśli

 

Dla odparcia ataków

rozedrgane ciała

zanosiły się od spazmów

 

Owady zatruwały nam życie

a ojciec zatruwał powietrze

aerozolem gniewu

padaliśmy jak muchy

Skip to content