09/2023
Pozorny blask
Jestem jak zahukany motyl błądzący w jasności
Niepozornych pozorów
Oślepiona błyskami egoizmu
tarzam się w luksusach wyszczerbionego marazmu
Oślepił mnie bukiet wręczony niepokorze
Dotykam miękkich płatków
O pycho
O zgrozo
Pływam i drżę
Zachłystując się życiem
Zapominam o łące
Gdzie Bóg posadził zboże
W blasku który nie gaśnie
Wrócę…
Wiesz…
Wiesz, jakbyś zapytał o tamten las,
co dawał schronienie – milczałabym, widząc sosnowe igiełki,
innej barwy, innej miary
Wiesz, jakbyś zdmuchnął płatek śniegu,
co topniał na moich wargach – obejrzałabym błyski w nietandetnej zieleni,
tej barwy, tego polotu
Ale nie wiem, czy znajdę odwagę,
żeby kołysać znów gałązki tych zim i wiosen,
czekających na nasze wspólne kroki,
tej barwy, tej miary
Niewiedza pozostanie niedokończonym etapem
Bez barwy, bez miary
Byłeś mgnieniem oka
Lata świetlne dla mnie pestka
Dla ciebie dystans ubrany w próżnię
Boję się rytmu który zmusi mnie do wiary w codzienność
Bez pękniętej szyby między prawdą a oczekiwaniem
Przyjazne demony opowiedziały mi
O napięciu na twojej twarzy
Po zdjęciu dwóch masek przekory
Nie wierzę w wyimaginowaną bzdurę
Stworzoną na potrzeby zatroskanych nieprzyjaciół
Nie poznałam starych numerów
Za którymi kryłeś jakieś tam bukiety
Byłeś mgnieniem oka w niewyspaniu rannych polotów
Z przymrużeniem lewej powieki
Jeszcze i już
Jeszcze obce mi są wyrazy których nie układasz
w zdania pojedyncze
Jeszcze nie znam tych giętkich słów powtarzanych przy kawiarnianych stolikach
Jeszcze złożoność zdań
układasz w sterylności zagubienia
Jeszcze…
Aż całe wersety nieoryginalnych wyrażeń
Z umizgiem wpadną między poplątane strofy
Zachłyśnięta kawa poplami ostrożnie papierowe serwetki bez wzorów
Twoje rzęsy znienawidzą tego faceta który patrzy jakby nie widział życia
Stanie się już
Może jeszcze wróci