02/2020
Zakwitłe ptakami
Pierwsza umarła pamięć słów – prostych, codziennych.
– Narodziła zdziwienie zamkniętych szuflad
inspiracji… maskowane żartem: dziwosłów
Drugi umilkł czas gubiąc się w koronkach zdarzeń.
Wskazówki zegarów przylgnęły do ziemi.
– Narodził się strach jaki czują ptaki bez gwiazd.
Wkrótce odeszła pamięć miejsc. Mapy powrotów.
Ślad ścieżek wydeptanych w księdze przeszłości.
– Narodziła dławiący ciężar wycofania.
Zginęła pamięć twarzy syconych czułością rąk.
Teraz rozmytych nierozpoznaniem.
– Narodziła agresję karmioną obcością.
W końcu skonał dotyk… osiadł w bezdechu ciała.
– Narodził stupor. Otępieniem zamykając
bliskość w niepojętym gwarze smugi splątania.
Umierałam ostatnia, między kroplami bezradnego czasu
wpatrzona w nagi błękit oczu rozwartych odchodzeniem.
Milkłam drżeniem palców. Ciszą dłoni w dłoni.
– Zrodziła się pewność:
Miłość nie odchodzi… trwa drzewem zakwitłym ptakami.
I boję się snów
Wyłonił się z załomu sennego labiryntu zamkniętych synaps.
Podpływa.
Olbrzymieje niewiadomym.
Zarzuca ciasny sznur cienia.
Zaciska oddech.
Tępą stroną bólu otwiera żyły
tłocząc spienioną krew w lodowaty dół żołądka.
–Spokojnie moje serce!- to tylko człowiek.
Spójrz… uśmiechnął się
i przeminął.
Zrównane szale
zakończona rozmowa ze Steinbeckiem
kładzie na otwartych stronach milczące przerażenie
ścinkami niestrawionych myśli
rozsypuje niepokoje
niech nie zalegają w sumieniu
przyjaźń i litość
nieposegregowane oczekują
w kontenerach niezrozumienia
niespełnione obietnice
w szczelnie zamkniętych słojach
stoją na półkach w nieistniejącej farmie
teraz można pociągnąć spust
czyż nie dobija się koni?
i tak zatańczą po śmierć
nikomu niepotrzebne
śmierć myszy – śmierć człowieka
zrównane szale…
gaśnie najważniejsze
___
01/2020
W drodze
Wychodzę z czasu…
Tańcem błędnego ognika
kalendarze lat przekładam.
Przemierzam daty zmarszczkami gniazd
w posiwiałych źdźbłach kartek,
budząc niepokój śniących ptaków.
Zasłaniam dziury w sumieniu.
Przytulam blizny minionych zdarzeń,
co znowu bolą osadem matowym…
szeroko tak… bezbrzeżnie.
Tęsknotą dotykam myśli.
Latem na ustach wciągam ich zapach.
Trącając nuty składam frazę
chcąc oddać wszystko, co mieszczę.
Pieśnią szamanki zaklinam
spłowiałe wonie, dźwięki, kolory.
To czego szukam ma imię… Życie.
Co trwa… Oddycha wszystkimi zmysłami.
Brzęczy, jak iskry w jasności ogniska
uwodząc nową kartą kalendarza.
Zrównane szale
zakończona rozmowa ze Steinbeckiem
kładzie na otwartych stronach milczące przerażenie
ścinkami niestrawionych myśli
rozsypuje niepokoje
niech nie zalegają w sumieniu
przyjaźń i litość
nieposegregowane oczekują
w kontenerach niezrozumienia
niespełnione obietnice
w szczelnie zamkniętych słojach
stoją na półkach w nieistniejącej farmie
teraz można pociągnąć spust
czyż nie dobija się koni?
i tak zatańczą po śmierć
nikomu niepotrzebne
śmierć myszy – śmierć człowieka
zrównane szale…
gaśnie najważniejsze
Bez żalu
weszła
usiadła obok
bezpowiekie oko zatopiła w cierpieniu
z ufnością podałeś dłoń
na poduszce
w kostkę złożony ostatni oddech ulgi
bez żalu…
jeszcze tylko garść ziemi