fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Zbychoman

Dawno, dawno temu w włoskiej krainie, gdzie zawsze świeci słońce, a dni są ciepłe i przyjemne, żyła mądra, szlachetna rycerska rodzina. Od niepamiętnych czasów wszyscy mężczyźni w tym rodzie  byli odważnymi wojownikami.  Kiedy zachodziła taka konieczność wyruszali na krwawe wojny, aby obce wojska nie zajęły ich kraju, a okrutni królowie nie rządzili w ich ojczyźnie. Familia ta mieszkała w ogromnym zamku, który wznosił się na wysokim wzgórzu. Wokół tej siedziby rozpościerały się uprawne pola, łąki i lasy. Na tych polach rosły dorodne zboża, a w promieniach gorącego słońca dojrzewały oliwki i owoce w sadach. Posiadłość  była własnością tej rycerskiej rodziny i przynosiła im ogromne dochody. Sprzedawali płody swej ziemi, a za uzyskane pieniądze kupowali piękne miecze i zbroje, dostatnio też żyli. Zatrudniali wielu służących. Jedni pracowali w sadach zrywając wspaniałe jabłka, grusze i śliwy; inni na plantacjach zrywali oliwki i ścinali dojrzałe zboża. Wszyscy wiedli spokojne, uczciwe życie.                                                                                                                                

W tym rycerskim rodzie najmłodszymi potomkami byli dwaj chłopcy, bliźniacy Zbychoman  i Waldeman. Miło było patrzeć na tych junaków, gdy na zamkowym dziedzińcu uczyli się walki na miecze, czy strzelania z łuku. W zamkowych komnatach lubili czytać, pisać i rysować… Wieczorami leżąc już w swoich łóżkach opowiadali sobie wymyślone historie, jakimi to dzielnymi rycerzami będą, gdy tylko dorosną. Lata płynęły i z dzielnych malców wyrośli wspaniali młodzieńcy – obydwaj byli wysocy i wysportowani. Pięknie jeździli   konno, celnie strzelali z łuków, a w walce na miecze niemieli sobie równych. Czas płynął szybko, i  nadszedł  wreszcie taki moment, że  bracia rozpoczęli samodzielne życie. Zbychoman zdecydował, że pozostanie w zamku, a Waldeman uznał, że będzie podróżował  i zwiedzał obce krainy. Jak uzgodnili, tak postąpili. Waldeman wziął pieniądze, które mu się należały i wyjechał, Zbychoman zaś został w zamku i prowadził spokojne i pracowite życie. Rzetelnie doglądał całego  gospodarstwa, troszczył się,  czy zwierzęta są nakarmione, jak rośnie zboże na polach, i czy owoce zostały zebrane w sadach. Nie pił wina, nie grał w karty, nie trwonił zarobionych pieniędzy, żył uczciwie i kulturalnie.

Pewnego razu Zbychoman został zaproszony na bal do sąsiedzkiego zamku, gdzie poznał piękną, młodą księżniczkę Bramare, w której się zakochał. Dziewczyna ta również obdarzyła młodzieńca wielkim uczuciem. Po kilku tygodniach znajomości, młodzi ludzie się pobrali. Bardzo szybko na świecie pojawiło się ich potomstwo, dwóch wspaniałych synów bliźniaków Ademan i Bedeman. Lata płynęły tej wspaniałej rodzinie w szczęściu i spokoju. Ademan i Bedeman wyrośli na pięknych młodzieńców, podobnych do taty i  wujka, byli inteligentni i wysportowani. Pomagali rodzicom zarządzać zamkiem i całym ogromnym gospodarstwem. Zbychoman i Bramara trochę się zestarzeli. Czasami wieczorami, gdy rodzina siedziała przy kominku, stary rycerz opowiadał synom, że ma brata, który dawno, dawno temu wyjechał i słuch o nim zaginął. 

Tę senną, spokojną atmosferę kochającej się rodziny, zakłóciło dziwne zdarzenie. Pewnego wieczoru do bramy zamku, ktoś mocno zaczął stukać. Ademan i Bedeman poszli zobaczyć, kto tak głośno się zachowuje. Gdy młodzieńcy otworzyli zamkową bramę, zobaczyli wychudzonego starszego mężczyznę w brudnym, porwanym ubraniu. Gość grzecznie się przywitał z młodzieńcami i oznajmił im, że jest ich wujem. Chłopcy nie zaprzeczyli, lecz w ich głowach powstała myśl, czy ten niechlujny, stary człowiek, może być ich krewnym? Kulturalnie rozmawiając z przybyszem, powiadomili ojca, że w zamku pojawiła się obca osoba, która twierdzi, że jest ich krewnym. Bardzo szybko przyszedł Zbychoman. Zaskoczeni młodzieńcy zobaczyli, jak ich ojciec i ten nieznajomy padli sobie w ramiona i płacząc wzajemnie się pozdrawiali. Nazajutrz w zamku odbyła się wspaniała uczta na cześć przybysza, którym okazał się Waldeman, brat Zbychomana. Ten, który pojechał onegdaj, zwiedzać obce państwa. Wieczorem Zbychoman i jego rodzina usiedli przy kominku i Waldeman zaczął opowiadać. Mówił, jak podróżował po obcych krainach,  że często wstępował do karczm, gdzie pił wino, grał w karty i tańczył z niewiastami. Szybko wydał wszystkie swoje pieniądze i z wielkiego, bogatego rycerza stał się biedakiem. Aby żyć i nie głodować w obcym, dalekim kraju, został drwalem i ścinał drzewa w lasach. Później pracował w kamieniołomach, w których kilofem z ogromnych skał wykuwał proste płyty, potrzebne do budowy domów. Nieraz nie wystarczało mu pieniędzy na jedzenie, więc był głodny i załamany. Wstyd mu było jednak wracać do rodzinnego zamku i brata. Ubolewał, że w młodości był takim lekkoduchem. Praca przy skałach była bardzo ciężka, a on się postarzał i zaczął chorować. Postanowił więc, że wróci w rodzinne strony i nierozpoznany przez nikogo, pracując u młynarza, spokojnie spędzi starość. Jednak gdy przyszedł do rodzinnej krainy i zobaczył wieże zamku, zapragnął zobaczyć swojego brata Zbychomana. Dlatego zapukał do bramy. Gdy przebrzmiała ta smutna historia, braciom popłynęły łzy szczęścia, że znowu są razem, jak za dawnych lat.

Waldeman nie chciał być na utrzymaniu brata, więc na ile sił mu wystarczyło, pracował w zamkowej stajni, opiekując się końmi, które bardzo kochał. Tak, upłynęły mu dalsze lata życia…

Skip to content