fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Poezja Anny Tlałka

05/2021

kobiecość

wciąż za mało mnożenia czasu
na słowo lub niezapomniany gest
przyklejenie plastra z czułości
sprzyja szybszemu gojeniu rany

ubrania tłoczą się w szafie na jutro
niekończąca się ilość odcieni
to tylko pomoc w kolorowaniu dni
udział w mistrzostwach w kołysaniu
nieprzespane noce jak gra w teatrze
każda z ról jest pierwszoplanowa
niezliczona ilość godzin prób
uśmiech mimo grymasu serca
przeżywanie jakby wszystko było
ostatecznością
sens rozpoznać można jedynie w rozpalaniu
przenoszeniu płomienia z oczu do oczu
z rąk do rąk
byle tylko próbować rozumieć i zapominać


popatrz na kwiat

kwiat lotosu – zachwyca pięknem
trwa nienaruszony na tafli jeziora
jest wytrwały mimo kruchości

nie bój się rozwinąć myśli
o spacery po gałęziach
i przedzieranie się przez ostrokrzewy
o tych co pozwolili na wodę i krew
oraz drogę w pocie czoła

nie bój się powiedzieć na głos
że wybaczenie czyni cię diamentem
wśród rozrzuconych węgli

siła tkwi w pokonywaniu wiatru
z twarzą wiernie skierowaną ku górze
ile razy wmawiano ci
że nie dasz rady
ile razy musiałeś przebaczać
ważkom motylom ćmom

śpij spokojnie na tafli jeziora
jesteś silny bo nie chcesz tego
co czyni cię słabym
nad ranem usiądź na brzegu
i choć przez chwilę popatrz na kwiat
na siebie


ostatni dzień lata (fotografia)

obserwuję twarz kobiety

– przygryza listki tasznika
aby o czymś zapomnieć
coś utrwalić
zjeść i strawić
uczynić swoim ten czas

na pierwszym planie kolczyk
z perłowej masy
długie warkocze – czysta poezja
domysłem jest kolor tła
woda odbija kryształy światła

skulona sylwetka w bieli i czerni
za nią zachód słońca
i samotnie powracająca mewa

(to miejsce mogłoby być wspólnym)

tak szybko odchodzi ostatni dzień lata
wraz z szumem morza
muskaniem bryzy

03/2021

hartowanie skóry

w zakładkach wodorośli układanie pięter
z kamyków – to co ważne jest głęboko pod,
to co wystaje najbardziej podatne na wiatr,
oddech człowieka;

być tylko sobą, gęsią czekającą
na młode, kobietą zaszywającą puch.

dojście

krajobraz dopasowuje się do oczu – wejście. 
dłoń wlecze znużoną poświatę, zmrok 
chłodzi ziemię.

przed nami roztopy i głos pisklęcia –  
nie boimy się wiatru, nie rozbije skał,
bo ono śni nas, rysuje i o nas śpiewa.

Wańki – wstańki

Zabawki tak zwyczajnie  powstają z martwych. 
Instant liryka – wierna laleczka. Jaki mechanizm wypełnia
jej wnętrze, że staje się źródłem pocieszenia?

Kłaniają się  nisko,  to świat przedstawiony, 
dziecięce modelowanie na wzór, proste elementy złączone
w krajobraz.

Powyjmować je z kartonów, powypychać ze strychów
lub wspomnieć po cichu w czasie poszukiwań, w obronie 
przed dosadnością. 

u źródła

postacie, które szkicuję  na zaliczenie, siedzą
na małym mostku, jest w nich zapowiedź
dobrych i złych czasów. analizuję topografię 
ramion, włosów i dłoni.

pytam o wierzbę, a jej płacz wzrasta we mnie
do grubości dębu. widzę porzuconą łódkę
pod łukiem tęczy i czas, który przyspiesza,
choć mało odczuwalnie.

na starych fotografiach przyglądam się rzeczom
mało istotnym z punktu widzenia kaczek, na tle 
purpurowo-szarych skrawków nieba, poszukując 
koronek fraz w orbitach, jakie pozostawiły na rzece.

już zmierzcha, opuszczamy to miejsce
a twój blado tlący się uśmiech mimo wszystko trwa.


Skip to content